Jedna z wiernych Czytelniczek portalu Derma Estetic postanowiła opisać nam swoją historię związaną z odchudzaniem i kompleksami. Przyznajemy, że byliśmy niesamowicie poruszeni. Bez wątpienia jest to jedna z historii, która dla większości okaże się również niesamowitą motywacją. Opowieść Kasi pokazuje, że mimo przeciwności losu, jeżeli bardzo chcemy coś osiagnąć, jeżeli mamy marzenia to wystarczy samozaparcie i chęci. Nie zapominajmy, że dookoła mamy życzliwych ludzi…
Po trzech miesiącach zmieniły się moje nawyki, przyzwyczaiłam się do nowego sposobu odżywiania i ruchu. Ale nie tylko ja się przyzwyczaiłam, bo przyzwyczaił się mój organizm. Niesamowite dla mnie było to, że na ok. 30 min przed zaplanowaną godziną posiłku – odczuwałam głód. W 4 miesiącu wprowadziliśmy zmiany do treningu, które uzależnione były również od mojego życia rodzinnego i obowiązków. Nadal ćwiczyłam 3 razy w tygodniu, ale:
- tydzień pierwszy: poniedziałek i piątek wykonywałam ćwiczenia na nogi, pośladki, łydki, brzuch, natomiast w środę – ćwiczenia na ręce, barki, klatkę, plecy i brzuch.
- tydzień drugi: poniedziałek i piątek wykonywałam ćwiczenia na ręce, barki, klatkę, plecy i brzuch, natomiast w środę – ćwiczenia na nogi, pośladki, łydki, brzuch.
Każdy trening kończyłam 30 lub 45 minutami aerobów (orbitrek, wioślarz, rower – czasem rozbijałam np. co 15 minut inna maszyna, aby się nie znudzić i nie zniechęcić.
Jeśli chodzi o dietę, to co 2 tygodnie wprowadziłam tak zwany „cheat day”, czyli dzień, w którym nie ćwiczyłam i dostarczałam sobie dodatkowo 400 – 500 kcal. Zazwyczaj była to niedziela, ale – nie jadłam tzw. „śmieciowego” jedzenia z sieci oferujących fast foody. Fundowałam sobie sushi, spaghetti z lampką wina lub przyrządzałam coś w domu i piekłam zdrowsze czekoladowe ciasto marchewkowe lub buraczane czy ciasteczka owsiane. Było to jak nagroda po 13 dniach zdrowego i regularnego odżywiania.
To z czego byłam mega dumna, to fakt, że w styczniu 2014 r. nie byłam wstanie wykonać więcej niż dwóch podciągnięć nóg w zwisie – ćwiczenie na mięśnie brzucha na maszynie z podpórkami pod łokcie. I to nie ze względu na słabe mięśnie brzucha, ale ręce, ramiona były za słabe, aby utrzymać te moje 85 kg. W kwietniu 2014 r. bez problemu robiłam 2 serie po 15 razy, dopiero 3 seria szła mi bardzo opornie.
W lipcu 2014 r. byłam lżejsza o 7 kg (78 kg), niby nie jest to dużo jak na 6 miesięcy ćwiczeń. Zwłaszcza jak ogląda się jakieś spektakularne metamorfozy w telewizji czy w prasie kobiecej (są osoby, które w pół roku tracą 20 – 30 kg). Ale efekt był widoczny przede wszystkim w obwodach, bo jak wiadomo 1 kg tłuszczu zajmuje w ciele więcej miejsca niż 1 kg mięśni.
Po sześciu miesiącach ubyło mi kolejne parę centymetrów i łącznie od stycznia 2014 r. wyglądało to tak :
- łydka: -2 cm
- udo: -6 cm
- pas (pępek): -12cm
- klatka (pod pachami): -6 cm
- klatka (biust): -7 cm
- klatka (pod biustem): -5 cm
- biceps: -4 cm.
Wyjście na plażę w wakacje może nie było szczytem moich marzeń i osłaniałam się pareo, ale ciało zyskało na jędrności i nie czułam się już jak potwór. W sierpniu, podczas 3 tygodni gdy byłam na urlopie, nie miałam dostępu do siłowni, ale korzystałam z filmików trenerek fitness i 3 razy w tygodniu ćwiczyłam razem z tabletem. Miałam też sporo ruchu w postaci prawie codziennych spacerów, grania w badmintona, czy innych zabaw i gier zespołowych razem ze znajomymi i dziećmi. Poza tym podczas śniadań, kolacji i obiadów wybierałam takie posiłki, by nie odbiegały one od moich „pudełeczek”. A między tymi głównymi posiłkami zjadałam twarożek lub jogurt naturalny z pieczywem chrupkim czy owoc. Moim grzechem głównym było kilka lodów w potarci sorbetów owocowych i kilka lampek wina.
Pod koniec września znów się zmierzyłam, zważyłam i zrobiłam zdjęcia. Zmiana ku mojemu rozczarowaniu była niewielka, niby byłam lżejsza o kolejne 2 kg, ale w centymetrach różnica była tylko: w pasie – 3 cm, pod biustem i pod pachami po -1 cm. Może nie wpadłam w czarną rozpacz, ale byłam naprawdę zła, niezadowolona, przybita. Myślałam sobie, kurcze, mogłam jednak ten sierpień lepiej zaplanować, tak by nadal idealnie trzymać się rozpiski. Zadawałam sobie pytanie: czemu to tak powoli idzie? Odpowiedź jest prosta – bo nie zrzucisz od razu bagażu 30 kg, które wyhodowałaś sobie przez ostatnie parę lat. Poza tym – jak wiadomo po 30stce metabolizm zwalnia, a tobie jest troszkę trudniej, bo masz niedoczynność tarczycy, a organizm też się przyzwyczaja i trzeba dać mu jakieś nowe bodźce.
Przez kilka dni miałam tzw. doła i jednodniowy „cheat day” zamienił się w 5-dniowy „cheat”. Na szczęście dla samej siebie szczerze powiedziałam o tym najbliższym, trenerowi na siłowni i zadzwoniłam do kolegi, od którego moje „nowe ja” się zaczęło.. Dzięki nim wzięłam się w garść i postanowiłam, że przez kolejne 3 miesiące do Sylwestra dam z siebie wszystko.
Natchniona informacjami, które znalazłam na kilku profilach fejsbukowych, na własną rękę wykluczyłam nabiał z diety: ser biały, mleko i przetwory mleczne (które miały zatrzymywać wodę w organizmie). Ale na tym nie poprzestałam – nie zmieniając podaży kalorii (1300 kcal – dzień bez treningu, 1700 kcal – dzień treningowy) obcięłam liczbę węglowodanów, a zwiększyłam ilość białka (głównie pochodzenia zwierzęcego, plus odżywki białkowe).
Po miesiącu – ani waga, ani centymetry nawet nie drgnęły. Na domiar złego moje samopoczucie było słabe – nie mogłam patrzeć na mięso drobiowe czy wołowinę, ryby mi mniej obrzydły, ale już nie miałam pomysłów jak je przygotowywać. Szukałam alternatywy, ale jak wiadomo przy niedoczynności tarczycy soja i produkty sojowe, w tym tofu, są niewskazane. Tęskniłam za białym serem, za kefirem czy maślanką z owocami. Zaczęłam też się zastanawiać czy ja chcę wyglądać jak miss fitness sylwetkowego? Czy też chcę po prostu mieć szczupłe, lekko umięśnione ciało, zdrowo się odżywiać i więcej już nie martwić o nadprogramowe kilogramy?
Bałam się, że nie dam rady w ten sposób dalej się odżywiać. Wróciłam więc do ukochanego sera białego, kefiru, maślanki i jogurtów naturalnych. Natomiast praktycznie nie jadłam węglowodanów złożonych (chleba pełnoziarnistego, ryżu brązowego, kasz, makaronu pełnoziarnistego). Minęły kolejne 2 miesiące, nadszedł styczeń 2015 r. Waga prawie nie drgnęła: – 1,5 kg, i niewielka zmiana w obwodach: w pasie – 2 cm, pod biustem, w biuście i pod pachami po -1 cm, udo – 2cm, biceps -2 cm.
W sumie to były bardzo trudne 3 miesiące, najtrudniejsze tak naprawdę, nie widziałam żadnych zmian, poza tym, że skóra była coraz bardziej napięta, jędrna, celulit pięknie znikał. Nie raz, i nie dwa miałam ochotę sięgnąć wieczorem po coś bardzo słodkiego, pochrupać nachosy z sosem serowym, albo zjeść bułkę typu fitness z masłem, serem żółtym, majonezem, ketchupem, ogórkiem i cebulką. Często wtedy po raz kolejny sprawdzałam ile taka zachcianka ma kalorii (wspomniana wcześniej bułka – prawie 500 kcal!!! – każdemu polecam kalkulatory kalorii dostępne w intrenecie, można się naprawdę zdziwić ile nieświadomie zjadamy) i sięgałam po jogurt naturalny z owocami, dwie kostki gorzkiej czekolady (75%), albo gdy moja mama nie miała nic przeciwko zajęciu się wnukiem – biegłam na zajęcia typu samba czy zumba.
Podsumowanie po roku: -10,5 kg (74,5 kg)
- łydka: -2 cm
- udo: -8 cm
- pas (pępek): -17cm
- klatka (pod pachami): -8 cm
- klatka (biust): -8 cm
- klatka (pod biustem): -7 cm
- biceps: -6 cm.
Kolejne błędy, które możemy popełniać się podczas odchudzania, to:
- monotonne posiłki przez dłuższy czas,
- rezygnacja z potraw, które się lubi bez zamiany ich na alternatywne posiłki,
- poddawanie się, gdy nie widzimy zmian,
- nie mówienie, nie rozmawianie o naszych wątpliwościach, nastrojach i braku efektów z bliskimi lub z trenerem. W końcu o wiele prościej jest zjeść paczkę nachosów, niż powiedzieć – straciłam motywację, pomóż mi proszę.
Z każdym początkiem roku lubię robić porządki, zwłaszcza w szafach. Wielką niespodzianką był fakt, że mogłam spokojnie założyć sukienkę kupioną około 3 lata wcześniej, do której to planowałam schudnąć i o której zapomniałam. Założyłam ją na 40-urodziny jednego z kolegów i zebrałam całą masę komplementów, w tym komplementów od koleżanek (o które – jak same pewne wiecie jest najtrudniej). Pod koniec imprezy dziewczyna, która na moje oko ważyła ok. 80 kg (jest niższa ode mnie o jakieś 6-7 cm), podeszła do mnie i zapytała czy mogłabym jej zdradzić, jak udało mi się tak zeszczupleć w ciągu minionego roku. Wyznała, że ona w tym czasie stosowała dietę Dukana, dietę dr Mosleya, próbowała się odchudzać razem z jedną z trenerek online, ale ćwiczenia były dla niej zbyt ciężkie i po tygodniu się poddała, itp., a nawet, gdy zrzuciła ok. 8 kg, to potem zaraz te stracone kilogramy wracały do niej jak bumerang. To również był dla mnie wielki komplement, że mogę być dla kogoś inspiracją. Zmotywowało mnie to dalszego działania, chociaż rok 2015 był bardzo trudny, ale przełomowy, a konsekwencja okazała się receptą na sukces.
Ciąg dalszy nastąpi…
Dodaj komentarz